Norbert Kobielski zdobył brązowy medal w Mistrzostwach Polski w skoku wzwyż, ale nie cieszy się z tego krążka. Głównym powodem jest kontuzja, która zawodnikowi MKS Inowrocław mocno skomplikowała trwający sezon.
- Niektórzy brązowy medal w Mistrzostwach Polski potraktowaliby jako wielki sukces. Pan występ w Lublinie ocenił surowo.
- To mój pierwszy brązowy medal w karierze, a wynik 209 cm to 3 cm mniej niż podczas moich pierwszych mistrzostw Polski U-18, na których skoczyłem 212 cm. Bardzo dobrze wiem, co jest przyczyną, mimo wszystko ciężko mi się z tym pogodzić. 17 czerwca, podczas Opolskiego Festiwalu Skoków, skoczyłem minimum kwalifikacyjne na Mistrzostwa Europy w Berlinie. Niestety, z tego startu nie wróciłem tylko z wynikiem, ale również z kontuzją. Podczas ostatniego skoku na wysokość 230 cm, więzadło trójgraniaste w mojej stopie uległo naderwaniu. Był to najbardziej pechowy skok w życiu - nowy rekord życiowy strącony elementem buta, a stopa do leczenia.
- Co to za kontuzja i jak przebiega jej leczenie?
- Mimo że już parę dni po naderwaniu mogłem wznowić treningi, to po zalecanych przez lekarza 4 tygodniach bez skakania, nadal nie byłem w stanie oddać pełnego, a przede wszystkim pewnego pozbawionego bólu skoku. Po 5 tygodniach od feralnego konkursu przyjąłem ostatni zastrzyk zabezpieczający i przyszedł czas na Mistrzostwa Polski seniorów. Niestety, już podczas serii skoków próbnych, poczułem ból. Ten moment ustawił cały konkurs, organizm podświadomie nie pozwalał robić mi tego, co potrafię najlepiej.
- Wspomniał Pan ostatnio, że Mistrzostwa Europy w Berlinie stoją teraz pod wielkim znakiem zapytania…
- Moja dyspozycja mnie od nich oddala. Moc ani dynamika nie spadła, ale najważniejszym elementem na zawodach tej rangi jest czysta głowa. Na ten moment nie jestem w stanie zapewnić PZLA, że do Berlina ból zniknie. Nie chcę też sprawić, że ta z pozoru błaha kontuzja w ferworze walki zmieni się w coś, co wykluczy mnie na dłużej. Dlatego Mistrzostwa Europy raczej odpuścimy. Jest to dla mnie bardzo trudne. Już od zeszłego roku cel był tylko jeden i była to właśnie ta impreza.
- Taka kontuzja to też chyba trochę próba charakteru?
- Myślę, że ta decyzja będzie wielką próbą charakteru. Kontuzja pojawiła się w najmniej oczekiwanym momencie, kiedy wszystko wydawało się autostradą do sukcesu. Ale tak się składa, że słowa „poddać” nie ma w moim słowniku.
- Kiedy jest szansa zobaczyć Pana na arenie międzynarodowej?
- Jestem cały czas w treningu, więc jeśli nie Berlin, to mam nadzieję wystartować jeszcze w drugiej części sezonu. Natomiast 2019 zapowiada się bardzo ciekawie! Już zimą planuję wystąpić w biało-czerwonych barwach na halowych Mistrzostwach Europy w Glasgow, a latem czekają mnie następująco: Mistrzostwa Europy U-23, Uniwersjada, Mistrzostwa Świata Seniorów. Przyszły rok będzie bardzo pracowity, więc trzeba będzie włożyć w niego całe serce.
- Niedawno minął rok od Pana oświadczyn, które miały miejsce na stadionie lekkoatletycznym. No to może ślub na mistrzostwach świata lub igrzyskach olimpijskich?
- Skoro już o sercu mowa. Tak, to już ponad rok od tego wspaniałego dnia. Zaręczyny miały miejsce tam, gdzie się poznaliśmy, czyli na stadionie bydgoskiego Zawiszy. Natomiast ślub planujemy w kościele, w rodzinnych stronach. Kto wie, może cała ceremonia będzie przyozdobiona medalem olimpijskim.
Wywiad ukazał się w lipcowym numerze informatora Nasze Miasto Inowrocław.