Muzyczni reprezentanci słonecznej Italii powrócili do Solanek, by oczarować inowrocławską publiczność i sprawić, że niektóre serca zabiją mocniej. Choć pogoda w tym roku wyjątkowo kapryśna i na żadne układy przystać nie chce, dzisiaj w Parku Solankowym, a dokładniej w okolicach muszli koncertowej, temperatura była co najmniej o kilka stopni wyższa niż w innych częściach miasta. Wszystko za sprawą koncertu ESTATE ITALIANA. Inowrocławianie i goście z regionu przez cztery godziny witali lato, śpiewając i tańcząc w rytmie włoskich hitów.
Koncert ESTATE ITALIANA to muzyczne wezwanie do dobrej zabawy. Na szczęście nikogo nie trzeba na siłę wyciągać na plac przed muszlą. Szczególnie panie obowiązek stawiennictwa i zdzierania gardeł podczas śpiewania traktują bardzo serio i stawiają się zawsze przed czasem. Tego jednego dnia czterogodzinne pląsy na szpilkach nie stanowią żadnego problemu.
Alberto Amati, Dave Nilaya i Andrea Lattari w towarzystwie zespołu Ciao Amore i grupy tanecznej Maroka Show Girls zadbali o to, by publiczność poderwała się z parkowych ławek. Zaprezentowali melodyjną, optymistyczną muzykę w wydaniu koncertowym, czyli z małym miejscem na improwizację i zachęcanie słuchaczy do wspólnego śpiewania. Ciao, ciao bambina, Quando, quando, quando, Volare, Marina, Marina, Buona Sera Signorina to tylko niektóre z hitów rozbrzmiewających w Solankach. Swingujący Alberto Amati przemycił do swojego repertuaru również muzykę hiszpańską i amerykańską. Zauroczył publiczność znakomitym wykonaniem przeboju Franka Sinatry „May way”. Romantyk z rockowym pazurem, czyli Dave Nilaya, zaczarował słuchaczy swoją interpretacją utwory „Time to say goodbye”. Andrea Bocelli byłby wzruszony! Włoch pokazał, że repertuar Prince’a również nie jest mu obcy. Trzeba przyznać, że kawałki w klimacie „Purple rain” niezwykle pasuje do jego bardzo dużych możliwości głosowych. Muzyczną wisienką na włoskim torcie był inicjator włoskich koncertów w Solankach Andrea Lattari. Artysta, który podobnie jak kobiety wyznaje zasadę, że nie można dwa razy pokazać się w tym samym stroju, w tym przypadku wydaniu, zadbał o to, by poza wielkimi przebojami kilku dekad pojawiły się również mniej znane kompozycje w nowych aranżacjach. Niezwykle pozytywnie zaskoczył wykonaniem włoskiej wersji przeboju Krzysztofa Krawczyka „Mój przyjacielu”. „Mio caro amico” w nieco gangsterskiej wersji zebrało duże brawa od roztańczonej publiki.
Nie zabrakło również konkursów zarówno wiedzowych, jak sprawnościowych.